28
04 2016
28.04.2016, godz. 09:39
Tekst oraz wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony projektu ? Śledź Nas! Są własnością autorów. Więcej materiałów tekstowych i multimedialnych z podróży znajdziecie TUTAJ.
***
Pojechać do Wietnamu i nie zobaczyć słynnej zatoki Ha Long? To równie dobrze można się spakować i wrócić! W końcu to wizytówka tego kraju. Tyle że my nie przepadamy za tłumami, lubimy chodzić własnymi ścieżkami. Nie czujemy też wielkiego romantyzmu w spaniu na łodzi. Szczególnie że trochę się orientujemy w turystycznych realiach i wiemy, że za takie zabawy trzeba trochę zapłacić, żeby było fajnie. Mając na uwadze wszystkie powyższe punkty wybraliśmy się na wyspę Cat Ba. Łatwo tam dotrzeć z Hanoi ? wystarczą dwa przejazdy autobusem, prom i kolejny autobus, a wszystko na jednym bilecie. Jest tam spora baza noclegowa w przystępnych cenach. Jednodniowy rejs spędza się w całości na wodzie i nie tracisz czasu na dojazdy z Hanoi. Teoretycznie można nawet wynająć sobie miejscową łódkę na kilka godzin za 10 USD, ale takiej opcji raczej nie polecamy, bo zatoka jest rozległa i pięknych widoków nie brakuje.
Jako największa wyspa archipelagu na Zatoce Ha Long Cat Ba bez wątpienia jest miejscem turystycznym. Widać jednak, że życie toczy się tu normalnie. W mniejszych miejscowościach kobiety oczyszczają ryby, dzieci biegną do szkoły. Wszyscy turyści zjeżdżają się do jednego miasta. Jesteśmy tu jeszcze przed sezonem. Miasteczko jest opustoszałe, senne. Bez trudu znajdujemy wielki pokój za 5 USD. Krótki spacer i trafiamy na knajpę serwującą pokaźne porcje przepysznych krewetek. Do tego jak zwykle tanie piwo ? w Wietnamie nie ma sensu zamawiać cokolwiek innego. Nie sprzyja nam jedynie pogoda. Jest chłodno, pochmurnie, od czasu do czasu siąpi deszcz.
Na szczęście w dniu naszego rejsu łodzią nie pada. Wypływamy w grupie 20 osób. Mijamy pływające wioski rybackie. Niewielkie domki wyglądają skromnie i prosto, ale podobno mieszkający tu ludzie żyją całkiem dostatnie i wcale nie chcieliby się nigdzie przenosić. Pierwszą część spędzamy na Zatoce Lan Ha. Jest tu pięknie i spokojnie, oprócz nas dosłownie kilka łódek. Nie ma tłoku. Przepływamy obok kolejnych wapiennych skał, aż docieramy do niewielkiej zatoczki, gdzie przesiadamy się na kajaki. Z tej perspektywy niestety bardziej widać, że woda nie jest najczystsza. Samo pływanie jest za to bardzo przyjemne. Wpływamy do kilku grot, relaksujemy się.
W porze lunchu wracamy na łódź. Nagle wychodzi długo wyczekiwane słońce. Wszyscy się odprężają i płyniemy dalej Zatoką Ha Long, gdzie widać już zdecydowanie więcej łodzi. Pojawia się też łódź lokalnej straży rzecznej. Kilku panów w jasnych mundurach przesiada się do nas. Robi się nerwowo. Stoimy w miejscu i nie do końca wiemy, co się dzieje. W końcu przewodnik mówi, że kapitan nie wziął ze sobą jakichś papierów, służbiści się zawzięli i podobno nawet nie ma jak dać w łapę. Czekamy na właściciela, który ma rozwiązać sytuację. Tak mijają nam 2 godziny. Przystanek mamy w ładnym miejscu, ale ile można się przyglądać tym samym skałom. Nikt się głośno nie buntuje, ale każdy coś pod nosem mruczy.
Kiedy ruszamy, słońce zaczyna już powoli zachodzić. Mamy jeszcze krótki postój na skoki do wody i wracamy w kompletnych ciemnościach. Nasza przygoda z mundurowymi staje się kartą przetargową do negocjacji. Nagle okazuje się, że za napoje w trakcie rejsu nie trzeba płacić, a Jackowi udaje się nam załatwić sporą zniżkę na bilet do kolejnego miejsca na naszej trasie, czyli do Sapy.
Cat Ba to nie tylko miejsce wypadowe na rejs. Jak zawsze w Wietnamie warto wypożyczyć skuter i poznać ją trochę bliżej. Koniecznie trzeba odwiedzić Cannon Fort położony na wzgórzu, z którego rozciąga się piękny widok na zatokę, wapienne skały oraz niewielkie białe plaże.
Sercem wyspy jest zielony i pagórkowaty park narodowy. Dojeżdżamy tam w strugach deszczu, który chwilami zamienia się w grad. Taka przejażdżka na skuterze to nic przyjemnego. Ze względu na pogodę otwarty jest jedynie krótszy szlak ? na punkt widokowy. Na szczęście warunki szybko się poprawiają. Trasa jest bardzo przyjemna, widoki piękne.
Dobry humor nam dopisuje. Kolejnym punktem tego dnia maja być jaskinie. Okazuje się jednak, że sflaczała nam opona. Znajdujemy życzliwego pana z pompką, ale sprawa jest poważniejsza. Decydujemy się zostawić skuter i jakoś przedostać się do miasta. Mamy szczęście i po chwili zatrzymuje się samochód. Okazuje się, że to taksówka, ale nikt nie chce od nas pieniędzy. Pasażerem jest małomówny, młody chłopak. Kierowca na nikogo nie zwraca uwagi i kątem oka ogląda dziwne teledyski. Z ulgą opuszczamy ten pojazd. Za pomocą kilku tłumaczy powiadomiliśmy właściciela skutera, skąd może go odebrać. Na szczęście nie musieliśmy zostawiać mu paszportu, więc cały problem zostaje na jego głowie. Trochę nam głupio stawiać go w takiej sytuacji, ale tłumaczymy sobie, że musi mieć to wliczone w koszty, a nasz budżet nie przewiduje takich wydatków. Księgowość by nam tego nie zaakceptowała :-)
Copyright © 2014-2024 - Grodzisk News - wszelkie prawa zastrzeżone.